Monika Bednorz

P. Monika Bednorz P. Monika Bednorz

Lokalna poetka, która napisała wiersz o śmierci ks. Pawła...


 

- Czy znała Pani osobiście ks. Pawła Kontnego?

Znałam, choć tak bardzo blisko nie. Wtedy byłam jeszcze młoda. Gdy zginął miałam 14 lat. Uczył nas religii, ale nie było to długo. On tu, w Lędzinach ukrywał się. Ukrywał go ks. Klyczka i przez to się wszystko stało.

Napisałam wiersz na cześć ks. Pawła.
/Wiersz ten został wydrukowany w: Monika Bednorz, Z miłości do Śląska, Lędziny 2002, s. 93-94/:

Śmierć kapłana

Czy widziałeś to słonko nad Lędzinami
jak płakało na niebie zimowym
i smutno zachodziło
za kościołem Klemensowym?
Pięćdziesiąt lat temu przybiegł ksiądz Kontny
bezbronne niewiasty ratować.
Za to, na podwórku „Owczarni”
musiał swoje młode życie ofiarować.
Żołnierz ze Wschodu, rozwścieczony,
strzelił do kapłana,
a on ze złami, za swój lud
padł na kolana.
Lud w rozpaczy wołał: „Święta Maryjo”!
Ratuj kapłana, bo kona!
A sprawcy dół wykopali
i ciało kapłana pod płotem zakopali
Gdy ucichła wrzawa, Lędzinianie ciało wykopali.
Twarz kapłana była już nieruchoma,
lędziński lud z płaczem
niósł go na swoich ramionach.
W wielkiej żałobie,
na cmentarzu, w Lędzinach, go pochowali.
Z szacunku do swego kapłana
pomnik mu zbudowali.
Ziemia, w której spoczywasz
nasz drogi kapłanie,
wraz z Tobą, niechaj
świętą się stanie.
W sercach naszych pamięć
po Tobie została.
Cała parafia Cię kocha,
jak dawniej kochała.

- Jak to było ze śmiercią ks. Pawła Kontnego?

Przy domu Rozalii Górnik, która później miała na nazwisko Hachuła, bo miała dwóch mężów, zatrzymali się żołnierze rosyjscy. Jechali oni samochodem drogą, biegnącą obok ich domu. Męża Rozalii nie było, bo był jeszcze na wojnie. Do ich domu przyszedł żołnierz, był to chyba oficer, aby poprosić o wodę, bo potrzebowali jej do samochodu. Rozalia dała mu tę wodę i on zaniósł do samochodu. Potem wrócił, aby oddać konewki.
W tym czasie w domu były jeszcze małe dzieci Rozalii. Była najstarsza ich córka, Gertruda i chyba jej syn, Józef. Nie pamiętam, czy dwójka najmłodszych dzieci Rozalii już była na świecie, ale chyba nie. Była więc Gertruda i Józef. Żołnierz wyganiał te dzieci z mieszkania, było to w kuchni. Młodszy Józef leżał na łóżku, bo był jeszcze mały. Żołnierz nawet chciał wyrzucić to dziecko z łóżka, a do tego łóżka zaciągnąć ich matkę. Dzieci płakały. Gdy żołnierz szarpał dzieci i próbował wyrzucić je z kuchni, matka zdołała uciec do stajni i schowała się za krowami. Gertruda natomiast uciekła do sąsiadki, która była jej ciotką i z płaczem powiedziała, żeby przyszli, bo w domu „Rus coś chce zrobić mamie”. Żołnierz również kazał Gertrudzie znaleźć matkę, bo jak jej nie znajdzie to je zastrzeli.
Ciotka Gertrudy powiedziała, żeby poszła do księdza proboszcza, bo on ma opaskę biało-czerwoną, więc może im pomóc, a oni sami się boją. Gertruda pobiegła więc z koleżanką na probostwo, które od drogi było zamknięte. Weszły od podwórza. Ksiądz proboszcz nie chciał iść, bo się bał. Ks. Kontny powiedział, że on pójdzie i wziął od księdza proboszcza opaskę na rękę. I wraz z tymi dwoma dziewczynkami poszedł do ich domu. Gdy przyszli, okazało się, że żołnierze zaczepili już inne dwie dziewczyny, które na wózku w garnkach wiozły wodę z jakiejś studni, bo akurat wtedy zamknęli dopływ wody w Lędzinach. Żołnierze znów nagabywali te dziewczyny.
Ks. Kontny zaczął prosić żołnierzy: „Panowie wyście przyszli nas oswobodzić, dajcie im spokój. One poszły tylko po wodę”. Żołnierze zaczęli jednak szarpać się z księdzem i wyciągnęli pistolet. Wtedy ks. Paweł uciekł za tzw. „Owczarnię” i chciał się tam ukryć. Żołnierze jednak pobiegli za nim i zaszli go z drugiej stron. Kobieta, która to widziała, nie pamiętam jej nazwiska, zaczęła krzyczeć, aby nie robili księdzu krzywdy, ale żołnierze go zastrzelili. Obecnie ulica, przy której stała ta owczarnia, nazywa się dlatego ulicą ks. Pawła Kontnego.
Żołnierze kazali zakopać ciało ks. Pawła pod płotem, tam na tym podwórku, gdzie go zastrzelili. Na to ta kobieta, która krzyczała, żeby nie robili księdzu krzywdy, teraz zaczęła ich błagać, aby go nie zakopywali pod płotem, bo to jest przecież ksiądz. Wzięła z szafy prześcieradło i prosiła żołnierzy, aby przynajmniej owinęli go w to prześcieradło. Tak też się stało i ciało ks. Pawła zakopali tam na podwórku. Nie wiem ile dni ciało leżało tam pogrzebane, chyba trzy dni. Później Lędzinianie przyszli z kapłanem i to ciało odkopali i wyjęli. Zanieśli do klasztoru sióstr Boromeuszek, bo kościoła wtedy jeszcze nie było. I tam w klasztorze, w ukryciu odbywały się modlitwy przy ciele ks. Pawła. Na takiej jednej modlitwie też byłam. Później pogrzeb odbył się w kościele św. Klemensa, a ciało pochowano na obecnym cmentarzu, przy kościele św. Anny.

- Czy później żołnierze jeszcze kogoś skrzywdzili?

Nie, skończyło się na śmierci ks. Pawła.

- Jak wyglądał pogrzeb?

Pogrzeb nie wyglądał tak jak teraz, bo to było krótko po wojnie. Byli tylko ludzie z bliska. Wszyscy się bali po tym, co się stało.

- Jakim był człowiekiem, księdzem?

Nie pamiętam dużo, bo wtedy byłam jeszcze młoda. Ale był łagodny i bardzo dobry. Wtedy z resztą był wielki szacunek dla kapłana. Było nawet takie powiedzenie, że „na kapłana możesz tyle powiedzieć, jak długo wytrzymasz, trzymając palec w ogniu”. W każdym razie, wszyscy bardzo płakali i żałowali księdza, gdy zginął.

- Czy ks. Paweł ukrywał się w Lędzinach?

Ukrywał się. Musiał mieć jakieś swoje przeżycia, skoro tutaj się ukrywał. Ale podczas pobytu w Lędzinach nabożeństwa normalnie odprawiał. Mieszkał na probostwie, które stoi po drugiej stronie drogi, na wprost klasztoru Boromeuszek. Teraz ładnie ten dworek odnowili i mieści się tam teraz biblioteka.

- Czy ktoś pamięta jeszcze o ks. Pawle w Lędzinach?

Mamy w Lędzinach taki zwyczaj, że raz do roku zamawiamy Mszę św. Za zmarłych kapłanów. Również prawie każdy, gdy wspomina swoich zmarłych, dopisuje również do tej listy zmarłych kapłanów. A gdy wspominamy coś z życia jakiegoś księdza, to wtedy zamawiamy szczególnie Mszę tylko za niego.
Po śmierci ks. Pawła ludzie często chodzili z kwiatami na grób, świecili znicze. Do dzisiaj we Wszystkich Świętych ludzie nadal chodzą na jego grób, zapalają znicze.

- Kiedy jedną z ulic w Lędzinach nazwano ulicą ks. Pawła Kontnego?

Zaraz po jego śmierci. I nazwa ta była cały czas. Komuniści jej nie zmieniali, bo ludzie w Lędzinach żądali właśnie takiej nazwy.

odsłon: 6903 aktualizowano: 2011-12-30 16:09 Do góry