Przemówienie na jubileusz 50-lecia kapłaństwa ks. Ignacego Posadzego, współzałożyciela Towarzystwa Chrystusowego

Poznań, Dom Generalny, 19.II.1971.

Chciałbym wrócić do tych lat, gdy byłem klerykiem w Seminarium Gnieźnieńsko-Poznańskim. Właśnie na ten czas przypadły te wielkie podróże Ojca do Ameryki Łacińskiej. My, jako klerycy, myśmy w ten czas z wielkim przeżyciem to obserwowali. Cały Poznań witał Ojca po tym drugim przyjeździe z Brazylii. Nazwisko ks. Ignacego Posadzego znane było w całym Poznaniu przez odczyty, przeźrocza.

My, jako klerycy, zaprosiliśmy Ojca ze swoim wykładem, zaprosił ks. Korcz, wówczas Prezes Towarzystwa Misyjnego - i na tym właśnie odczycie po raz pierwszy osobiście, z daleka spotkałem się z naszym Ojcem. Bo mówił oczywiście z jakimś wielkim entuzjazmem. Dla nas, kleryków, to było coś niezwykłego. Ta miła postać, ten uśmiech i równocześnie jakiś wielki entuzjazm. Mówił o tej wielkiej potrzebie duszpasterskiej, ale właściwie przybył w innym celu. Po to, żeby zwerbować już wtenczas powołania do tego nowo tworzącego się zgromadzenia, które jeszcze wówczas nie miało właściwej nazwy. I to co nas uderzyło wówczas, to jakiś wielki entuzjazm. Właśnie z tym wielkim entuzjazmem, nasz Drogi Ojciec, rozpoczął to dzieło budowy i organizowania nowego zgromadzenia. Nas - Współbraci, w tej chwili razem z Ojcem, w kraju i za granicą - jest dziesięciu. Myśmy byli świadkami tego entuzjazmu. Ten entuzjazm potrafił Ojciec przelać w nas tak, że nam się po prostu czupryny paliły na widok tych wszystkich jego wypowiedzi i pogawędek przy kominku w Potulicach. To jedna cecha, którą chciałem podkreślić.

Druga rzecz, która nas, a przynajmniej mnie uderzyła, to odwaga. Odwaga i męstwo, żeby rozpocząć organizować nowe zgromadzenie. To było w okresie międzywojennym. W tym okresie, gdy zaczęto w Polsce organizować prowincje wielkich zakonów i zgromadzeń, które miały oparcie za granicą. Nasze Zgromadzenie nie miało właściwie żadnego oparcia i tu trzeba było rzeczywiście podziwiać odwagę i męstwo naszego Ojca, że się zdobył na to, gdy padło to słowo z ust naszego Założyciela Kardynała Augusta Hlonda, żeby założyć Zgromadzenie.

Trzecią cecha to niezwykła wiara w Opatrzność Bożą. To było coś niezwykłego i na to myśmy patrzyli od naszego początku. Pieniędzy nie było - trzeba było budować, rozbudowywać: dom przemysłowy w Potulicach, ten dom w Poznaniu i inne jeszcze instytucje. I na to trzeba było niezwykłej wiary w Opatrzność Bożą. Co pewien czas Ojciec wyjeżdżał i szukał pieniędzy, a nam kazał się modlić, nie tylko modlić się na klęczkach, ale składać ofiary, cierpienia, powołując się na słowa Założyciela, że przecież kasy Opatrzności są pełne, a więc szturmujcie do Opatrzności Bożej, a na pewno wam pomoże.

Te elementy: wielki entuzjazm, wiara w Opatrzność Bożą, to męstwo, to właśnie spowodowało, że nasze Zgromadzenie zakonne, mimo wielkich trudności, zaczęło się rozwijać tak, że dzisiaj nasze Towarzystwo zasięgiem swoim obejmuje prawie wszystkie kontynenty świata, tam, gdzie się znajdują Polacy. 


Druk: Acta Hlondiana, t. VI, cz. 14, s. 260-261.

odsłon: 4204 aktualizowano: 2013-04-27 21:49 Do góry