Ze stułą wśród lasów

Ks. R. Marszałek TChr - 1945, zbiory IPN Ks. R. Marszałek TChr - 1945, zbiory IPN

Źródło: K. Rajski, Zestułą wśród lasów, "Polonia Christiana" 49(2016), s. 77-78.

W walkach powojennego podziemia antykomunistycznego licznym oddziałom towarzyszyli kapelani. Wystawiając się na bezpośrednie niebezpieczeństwo, przynosili duchową pociechę beznadziejnym zmaganiom. Spotkało ich za to, podobnie jak ich „leśnych parafian”, długoletnie wyklęcie.

W ciągu wieków polskiej historii kapłani wspierali walczących poprzez posługę sakramentalną, rozwiewając ich dylematy moralne czy też pomagając w przejściu na drugą stronę (księża Stanisław Brzóska w powstaniu styczniowym i Ignacy Skorupka w Bitwie Warszawskiej to najsłynniejsze przykłady). Choć bowiem Kościół w moralnej ocenie z rezerwą podchodzi do rozwiązywania sporów poprzez użycie siły, preferując metody pokojowe, to jednak uznaje też, że niekiedy wojna jest jedynym słusznym wyjściem. W historii Polski, zwłaszcza w ciągu ostatnich dwustu lat, były to zresztą walki prowadzone wyłącznie w obronie własnej - spełniające kryteria wojny sprawiedliwej.

Czerwony terror, który zapanował w Polsce po roku 1944, nie oszczędził również sług Kościoła. Szacuje się, że do roku 1953 zamordowano 41 kapłanów, kolejnych 260 zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach, 350 zesłano w głąb Związku Sowieckiego, a około 1000 przetrzymywano w więzieniach. Przyjmuje się też, że około 1200 księży ateistyczne władze przymusowo usunęły z parafii.

Wytrwajcie!

W czasach powojennych kapłani zdecydowanie częściej praktykowali wspomaganie oddziału partyzanckiego, przebywając na plebanii, aktywnie jednak współpracując z „leśnymi", udzielając im informacji o sytuacji politycznej, dostarczając pieniądze czy żywność. Tak właśnie działał ksiądz Wojciech Kornaus, proboszcz parafii pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela w Radłowie koło Tarnowa, niosący duchową pociechę żołnierzom oddziału Władysława Pudełka ps. „Zbroja", znajdującego się w strukturach Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.

Gdy dowódcą partyzantów w roku 1947 został Józef Jachimek ps. „Stalin", proboszcz wysyłał do żołnierzy listy, w których zachęcał do wytrwałości, gdyż w jego opinii sytuacja polityczna w Polsce miała się wkrótce zmienić. Odprawiał również Msze Święte w intencji zwolnienia z więzienia bliskich partyzantom osób. W lipcu 1949 roku, już po likwidacji oddziału, ksiądz Kornaus został śmiertelnie pobity przez „nieznanych sprawców". A funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa jeszcze wiele lat po jego śmierci interesowali się podejmowaną przezeń działalnością.

Fanatyczna nienawiść do ustroju Polski Ludowej

Przez cały okres okupacji niemieckiej ksiądz Rudolf Marszałek TChr włączał się w konspiracyjne struktury, w ramach których zamierzał przedostać się do Francji lub Wielkiej Brytanii, aby tam wstąpić do polskiej armii jako kapelan. Plany te jednak zakończyły się niepowodzeniem. W lipcu 1945 roku został duszpasterzem VII Okręgu Śląskiego Narodowych Sił Zbrojnych, a jako kurier przedostał się do Brygady Świętokrzyskiej. Emigracyjni przełożeni zakonni proponowali mu pozostanie na Zachodzie, on jednak postanowił wrócić do kraju. Wstąpił do oddziału kapitana Henryka Flamego ps. „Bartek" operującego na Śląsku Cieszyńskim. Choć kapitan Flame zaproponował kapłanowi dowództwo nad jednym z pododdziałów, ksiądz Marszałek postanowił skupić się na posłudze duszpasterskiej, niezwykle ważnej dla młodych partyzantów zagrożonych śmiercią. Towarzyszył im w obozowisku na Baraniej Górze, planował też doprowadzenie do przerzutu oddziału na Zachód.

W grudniu 1946 roku ksiądz Marszałek został aresztowany. W trakcie śledztwa nie załamał się, podawał funkcjonariuszom fałszywe informacje, chcąc za wszelką cenę ratować swoich podopiecznych. Jeden ze współtowarzyszy niedoli z tej samej celi więziennej wspominał: Był poważny, skupiony, zamknięty w sobie i mówił niewiele, zwłaszcza o swoje] sprawie. Księdza majora Rudolfa Marszałka ps. „Opoka" skazano na karę śmierci. Adwokat złożył w jego imieniu prośbę o ułaskawienie. Prezes Najwyższego Sądu Wojskowego pułkownik Władysław Garnowski, referując Bolesławowi Bierutowi okoliczności sprawy, napisał: Zważywszy na zbrodniczą, wysoce szkodliwą dla Państwa Polskiego, działalność skazanego oraz jego fanatyczną nienawiść do ustroju Demokracji Ludowej uważam, że na ułaskawienie nie zasługuje. Komunistyczny „prezydent" przychylił się do tej opinii. Wyrok został wykonany 10 marca 1948 roku. Skazańcowi odmówiono ostatniej posługi sakramentalnej.

Zamordowany przez czerwonych siepaczy

W roku 1944 w miejscowości Kąkolewnica w okolicach Radzynia Podlaskiego NKWD wraz z bezpieką II Armii Ludowego Wojska Polskiego dokonały masowych egzekucji schwytanych partyzantów lub też samych żołnierzy, których podejrzewano o wcześniejszą przeszłość akowską. W ramach tej operacji zamordowano 1300-1800 osób. Sprawą zainteresował się proboszcz pobliskiej miejscowości, ksiądz Lucjan Niedzielak ps. „Głóg", podczas wojny duszpasterz oddziałów operujących w strukturach Inspektoratu Radzyń Podlaski AK. Zbierał informacje dotyczące mordów na polskich patriotach, a w kazaniach i rozmowach prywatnych nie ukrywał swojej niechęci wobec systemu komunistycznego. Nie mogło się to spodobać radzyńskiemu Urzędowi Bezpieczeństwa.

Funkcjonariusze usiłowali przekupić kilku kryminalistów, by ci zamordowali kapłana, oni jednak stale odmawiali. W końcu 5 lutego 1947 roku jeden z ubeków postanowił osobiście pozbawić życia niezłomnego kapłana. Wraz z pomocnikami włamał się na plebanię, sterroryzował gosposię i obrabował proboszcza z kożucha i butów, po czym wyprowadziwszy go, zamordował obok stodoły, z zimną krwią strzelając mu trzykrotnie w potylicę. Początkowo UB usiłowało przerzucić odpowiedzialność za śmierć księdza na podziemie niepodległościowe. Jego pogrzeb jednak stał się manifestacją patriotyczną. Lokalni działacze WiN-u umieścili na jego nagrobku napis: Zginął śmiercią męczeńską, zamordowany przez czerwonych siepaczy.

Wystraszeni tupetem czerwonych

Zapoznając się z historiami niezłomnych księży, trudno nie zadać sobie pytania, w jaki sposób do ich niepodległościowej działalności odnosili się bracia w kapłaństwie czy też hierarchia kościelna. W zdecydowanej większości duchowieństwo postanowiło nie angażować się w walkę przeciwko okupantowi, kierując się obawą o własne życie, a może mając na względzie przede wszystkim dobro społeczeństwa? W jednym z niewysłanych listów księdza Władysława Gurgacza ps. „Sem", bohaterskiego jezuity, kapelana Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej, możemy przeczytać słowa skierowane do kapłana, który odmówił mu wielkanocnej spowiedzi: Nasuwa się mi jeszcze bolesna refleksja, że jeśli większość księży w Polsce jest tak wystraszona i zahukana tupetem czerwonych, to co będzie w razie większego prześladowania? Obawiam się, by Kościół nie poniósł w kraju podobnych strat jak we Francji w roku 1789 podczas rewolucji, gdzie mnóstwo kapłanów uległo terrorowi, a nawet zaparło się wiary. Nie mylił się ksiądz Gurgacz. Komunistyczna władza spacyfikowała część duchowieństwa, tworząc wśród nich ruch „księży patriotów". W szczytowym momencie stowarzyszenie owo skupiało w swych szeregach co dziesiątego kapłana, na szczęście jego rozrost stale blokowała groźba rzucenia ekskomuniki przez prymasa Polski.

Jednak sam kardynał Stefan Wyszyński - podczas okupacji niemieckiej odważnie współpracujący z Armią Krajową - nie ustrzegł się w kwietniu 1950 roku upokarzającego porozumienia episkopatu z rządem, w którym zadeklarował: Kościół katolicki, potępiając zgodnie ze swymi założeniami każdą zbrodnię, zwalczać będzie również zbrodniczą działalność band podziemia oraz będzie piętnował i karał konsekwencjami kanonicznymi duchownych winnych udziału w jakiejkolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej. Było to porozumienie taktyczne podpisane już po rozbiciu niepodległościowego podziemia, mające na celu ochronę zwykłych katolików, jednak zostało skrytykowane przez Stolicę Apostolską.

Wyjście na peryferia

Ksiądz Władysław Gurgacz, choć odrzucony przez swych jezuickich przełożonych, znalazł wszelako akceptację w opinii anonimowego teologa moralnego z kurii prymasowskiej, uważającego pobyt kapłana przy oddziale za etycznie uzasadniony. Jakie motywacje kierowały zatem kapłanami związanymi z podziemiem niepodległościowym? Przede wszystkim jako pasterze dusz chcieli być blisko swoich owiec, stale narażonych na śmierć i trudne dylematy moralne. Ksiądz Gurgacz podkreślał, że jego głównym celem było zapobieganie nadmiernemu rozlewowi krwi. Odwodził także żołnierzy od popełniania samobójstw w sytuacji zagrożenia aresztowaniem, zachęcając ich do szukania umocnienia w modlitwie i męstwie.

Niezłomnych kapelanów czekała kara śmierci lub w najlepszym wypadku długoletnie więzienie. Ich codzienność stanowił brak zrozumienia ze strony przełożonych, prześladowania, praca w ekstremalnych warunkach. Miejmy ufność, że sam Bóg będzie dla nich nagrodą za pełne poświęcenia wyjście na peryferia ówczesnego świata. 


Kajetan Rajski - student prawa i teologii, dziennikarz, publicysta.
Autor książki Wilczęta. Rozmowy z dziećmi Żołnierzy Wyklętych,
redaktor naczelny kwartalnika „Wyklęci".

odsłon: 5365 aktualizowano: 2016-03-11 19:33 Do góry