Ośrodek Postulatorski Chrystusowców
Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond

Czcigodny Sługa Boży kard. August Hlond

(1881-1948)
kardynał; w latach 1926-1948;
Prymas Polski
Założyciel Towarzystwa Chrystusowego; salezjanin

1897-1922

List do redakcji "Wiadomości salezjańskich".

[1897]

Szanowny Księże Redaktorze.

Zaledwie jeden list Wiel. Ks. Redaktorowi posłałem, a już zabrałem się do pisania drugiego, bo zawsze mi rzeczą miłą jest posyłać od czasu do czasu nowiny osobie, której Jestem zobowiązany tylu powodami wdzięczności i przyjaźni.

Byłem w tych dniach na obchodzie imienin, wyprawionych przez naszych rodaków w Lombriasco swemu dyrektorowi, Wiel. Ks. Riccardiemu i pewien, ze sprawię tym Ks. Dobrodziejowi przyjemność podaję tutaj główniejsze, zaszłe tamże rzeczy.

Przybyłem do Lombriasco w niedzielę rano, gdzie było mi bardzo miło, móc po roku prawie nie widzenia się, przywitać znowu mych dawnych przełożonych, rozmawiać z tylu znajomymi chłopcami, poznać innych przybyłych już po moim wyjeździe do Foglizzo, i oglądając te miejsca, ten dziedziniec, te szkoły, ten kościółek, przypominam sobie dwa z najpiękniejszych lat mego życia, tamże przepędzonych.

Pod wieczór tego dnia, w obszernym salonie, pięknie przyozdobionym, zaczęto przygotowywać dary, które nasi rodacy byli dla swego dyrektora sprowadzili. Po większej części były to przybory kościelne! kielich, szaty kapłańskie (między któremi zabierał pierwsze miejsce śliczny czerwony ornat), komże, obrazy, świeczniki itd. Rzemieślnicy zakładu także tam rozłożyli podarki własną dokonane pracą s stolarze śliczne biurko, krawcy sutannę, a szewcy parę trzewików na włoski sposób. Oprócz tego było tam jeszcze wiele innych drobnostek, które nie zasługują na szczególną uwagę.

W tym samym salonie miano także odbyć tzw. akademię (czyli wieczorek deklamacyjny). Rzeczywiście około 5.30 wieczorem już tam byli zebrani wszyscy chłopcy i pewna liczba naszych pomocników miejsc owych t brakowało tylko ks. dyrektora. Nareszcie wszedł Wiel. Ks. Riccardi przywitany głośnymi okrzykami, oklaskami, wesołym marszem "bandy" muzykantów, składających się z około 30 naszych rodaków.

Po skończonym marszu nastąpiła mowa jednego z profesorów zakładu, który wyłożył cel i powody tego uroczystego zebrania, z których głównym była wdzięczność wychowanków za doznaną prawdziwie ojcowską opiekę X. Dyrektora. Następnie zaśpiewano piękny hymn zastosowany do uroczystości, a ułożony przez tamtejszego nauczyciela muzyki, zaczem nastąpiło czytanie powinszowań różnych form i w różnych językach. W połowie akademii muzyka odegrała długą, wesołą sonatę tego samego, co i wyżej wspomniany hymn autora, a potem nastąpiły znów różne czytania przerywane od czasu do czasu ślicznymi śpiewami.

Na koniec ks. Dyrektor podziękował nauczycielom zakładu, którzy najwięcej się byli przyczynili do tego uroczystego obchodu, podziękował również chłopcom i polecił im, by w jego imieniu złożyli serdeczne dzięki swym rodzicom za nadesłane przez tychże ofiary na sprawienie pięknych a cennych przedmiotów i zapewnił wszystkich, że nigdy o nich nie zapomni w swych modlitwach. Gdy skończył, wszyscy zawołali z zapałem jeszcze raz: "niech żyje X. Dyrektor", poczem zaczęli się rozchodzić, podczas gdy muzyka grała wesołego poloneza.

To było wieczorem we wigilię święta.

W poniedziałek rano, kapela ustawiona wcześnie na dziedzińcu, obudziła nas ze snu wesołym marszem, zapowiadając w ten sposób, że nastał dzień radości i wesela. Aż do sumy nie zaszło nic szczególnego. Około 10-tej, X. Dyrektor, mając na sobie nowy ornat, rozpoczął odprawiać uroczyście Mszę świętą. Służyło mu z wielką okazałością szesnastu wychowanków ubranych w suknie kleryckie i komże, kilku kleryków i księży. Niemniej wspaniały był śpiew chóru na cztery głosy. Po Ewangelii wstąpił na kazalnicę pewien kanonik, pleban pobliskiej wioski: w krótkich słowach wyliczył on główne wypadki z życia oraz czyny Św. Roberta (Patrona X. Dyrektora) polecając wszystkim, by w swych potrzebach udawali się często do tego świętego. Około dwunastej skończyła się Msza Św. i wszyscy wychodzili z kościoła, zadowoleni bardzo ze wspaniałych ceremonii, z kazania, jak również ze śpiewu. Po krótkiej rozrywce poszło się na obiad, który miał coś szczególnego. W tym kolegium chłopcy mają zazwyczaj swój refektarz oddzielny od refektarza przełożonych, lecz tym razem umieszczono wszystkich wychowanków wraz z przełożonymi w tym salonie, w którym wieczorem przedtem odprawiano akademię, i to było przyczyną powszechnej radości. Pod koniec uczty odczytano kilka powinszowań wierszem i odegrano kilka sonatyn.

Potem wszystkim poszli na rekreację. Tutaj dopiero rozpoczęły się gry, latanie, wrzaski, jak to bywa zwyczaj w naszych zakładach: nie brakło i kapeli, wygrywającej zawsze ładne marsze, polonezy, symfonie itd.

Około czwartej odśpiewano nieszpory z tą samą uroczystością, co i Mszę św. i zakończono funkcje kościelne błogosławieństwem Najśw. Sakramentu.

Lecz na tym nie skończyło się jeszcze święto. Po wieczerzy, wyszedłszy na dziedziniec, znaleźliśmy go oświeconym setkami różnokolorowych baloników, świecących się i powieszanych na drutach, które w sztuczny krzyżowały się sposób. Wysoko w powietrzu wisiała zawieszona na drucie i oparta o mur wielka gwiazda, utworzona z różnokolorowych, świecących się szklanek, a w oknach były umieszczone różne transparenty, które oświecone od strony pokojów, wcale ładny przedstawiały widok.

Przepędziliśmy na tej iluminacji i podwórca i kolegium około dwie godziny, to rozmawiając z wesołymi chłopcami, to słuchając muzyki, to podziwiając udanie się pod każdym względem obchodu uroczystego. Nareszcie około jedenastej poszliśmy na modlitwy do kościoła, a potem na spoczynek.

Tak się skończyło to święto, - chwalebna oznaka miłości, jaką nasi rodacy w Lombriasco mają dla swego dyrektora, który otaczając czułą opieką synów Polski, i poświęcając dla nich wszystek swój czas i zdrowie, z pewnością na takąż sobie zasługuje. Był on bardzo zadowolony z tego obchodu święta swego Patrona i okazał to, rozdzielając pomiędzy chłopców własnoręcznie ofiarowane z okazji uroczystości od naszych Pomocników łakocie.

Odjeżdżałem z Lombriasco na drugi dzień rano, odnosząc stamtąd najmilsze wrażenie, co wszystko mnie skłoniło do pisania X. Dobrodziejowi tego listu.

Z Foglizzo nie mam nic ważniejszego do doniesienia: wszyscy zdrowi i gotujemy się do składania bliskich już egzaminów. Polecam łaskawym modłom X. Dobrodzieja siebie i wszystkich współbraci.

Kl. August Hlond 


 Druk: "Wiadomości Salezjańskie", 8(1897), s. 216nn;
także: Dzieła, s. 14-16.

Drukuj cofnij odsłon: 7047 aktualizowano: 2011-12-21 10:21 Do góry

projektowanie stron www szczecin, design, strony dla parafii

OŚRODEK POSTULATORSKI TOWARZYSTWA CHRYSTUSOWEGO

ul. Panny Marii 4, 60-962 Poznań, tel. (61) 64 72 100, 2024 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone