Czcigodny Sługa Boży ks. Ignacy Posadzy
(1898-1984)Współzałożyciel
i długoletni Przełożony Generalny Towarzystwa Chrystusowego;
Założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla; pisarz; podróżnik
t. I
1. List okrężny
Posłannictwo kapłana w obecnej dobie.
Kochani moi Księża!
Radością wielką napełniają mnie Wasze listy. Dowiaduję się z nich, że nie szczędzicie trudu i poświęcenia w swych pracach duszpasterskich. Żądza ofiary z siebie i radosne poświęcenie sił, wygód i życia dla dobra dusz, to co ma być cechą charakterystyczną Towarzystwa, staje się istotnie Waszą myślą przewodnią. Fakt ten raduje mnie niezmiernie. Za to nieprzerwanie dziękuję Panu Bogu.
Rozpoczyna się Adwent, nowy okres liturgiczny. Mamy przygotować siebie i drugich na przyjście Chrystusa przez łaskę, a zarazem na Adwent Chrystusa w dzień ostateczny. U progu tego świętego okresu, pragnę rzucić Wam ku rozwadze kilka myśli.
Czasy obecne są nad wyraz poważne. Wojna się jeszcze nie skończyła. Właściwie dopiero się rozpoczyna. Jest to wojna w dziedzinie ducha. Toczy się ona z całą zaciętością, nieznaną dotychczas w dziejach świata. Jest to walna rozgrywka między katolicyzmem a materializmem.
Prymas Założyciel kard. August Hlond ostatnio tak dosadnie charakteryzował obecne czasy na zjeździe akademików: „Ludzkość dzieli się coraz wyraźniej na wierzących i ateuszów różnych odcieni i różnych ugrupowań. Z jednej strony okaleczone, półżywe ludzkie torso, które się dusi w atmosferze krańcowej doczesności i wyłącznego materializmu. Z drugiej strony powstaje inny, nowy świat. Nie patronują mu potęgi dyktatury. Pod działaniem nieziemskich sił w Kościele i w sercach, na tej roli Bożej kształtuje się człowiek o coraz wyraźniejszym obliczu duchowym, chłonącym prawdę, odbudowujący się od wewnątrz, człowiek »niewinnych rąk i czystego serca«. Ten nowy człowiek jest zapowiedzią nowego świata. Chyli się do upadku to, co zmurszałe, zakłamane, z naturą ludzką skłócone. Powstaje typ człowieczeństwa, które jest pełne, duchowo scalone. Temu światu będzie religijnie przewodził Kościół. Kościół nie zawiedzie. To ostatnia deska ratunku. Nie zagaśnie jak ostatnia latarnia morska w dziejowej burzy. Niby rad uwolniony ze skorupy ołowiu promieniami energii i światła, wyprowadzi ludzkość z ciemnej zgonnej topieli".
W Polsce odszczepieństwo od Chrystusa skompromitowało się nieodwołalnie. Naród wstrząśnięty rozkładem idącym w ślad za bezbożnictwem, garnie się z zaufaniem do swego Kościoła. Karniej niż kiedykolwiek wyczekuje się kierownictwa i domaga się wskazań.
Domaga się wskazań od kapłanów. Oby kapłani w tej historycznej, rozstrzygającej chwili nie zawiedli. Obyśmy nie zawiedli i my, kapłani jednego z najmłodszych zgromadzeń zakonnych w Kościele. Obyśmy należycie spełnili swoje wielkie posłannictwo kapłańskie.
W tym celu trzeba nam uprzytomnić sobie trzy momenty:
1. Przede wszystkim należy uświadomić sobie wielkość naszego kapłańskiego posłannictwa.
Musimy się przejąć wielkością i godnością swego posłannictwa jak św. Paweł. Gdy pisze on swe listy i upomnienia do wiernych, to czyni to zawsze z pełną świadomością, jako „apostolus Jesu Christi". Gdy głosi słowo Boże, to zapomina, że jest „segregatus a peccatoribus". Myśl o posłannictwie apostolskim przenika go do szpiku kości. Nie opuszcza go ani na chwilę. Żaden człowiek nie poświęcił się dotychczas swemu powołaniu na miarę Pawłowa. Nigdy serce człowiecze nie biło z taką namiętnością przy spełnianiu zadań, od Boga sobie powierzonych. Pawła z Tarsu uważa się słusznie za najpłomienniejszego głosiciela Chrystusa. On jest pierwszym z pierwszych niezmordowanych wykonawców ostatniej woli Jezusowej. Sam o sobie mówi, że dla rozszerzenia Ewangelii więcej niż wszyscy pracował (1 Kor 15,10). „Dummodo Christus anuntietur" to otchłań, która go pochłonie, to dewiza, która mu przyświeca jasnym blaskiem.
„Dummodo Christus anuntietur" stało się również dewizą kapłanów chrystusowców. Nią przejęci, w świętego Pawła wpatrzeni, owiani jego duchem - tak tylko potrafimy sprostać zadaniu w tej historycznej chwili
Wówczas to kazania nasze i wskazówki w konfesjonale też nabiorą „mocy z wysoka" oraz namaszczenia Bożego.
2. Uświadomić musimy sobie wielką dobroć I miłosierdzie Boże względem nas. Objawiło się ono w tym, że Pan Bóg nas zachował przy życiu. Tylu zginęło! Tylu oddało swe życie za Chrystusa Króla! Nas Pan Bóg zachował. Zachował nas, mimo że nas nie potrzebuje. Gdyby jeden czy drugi z nas zginął, Kościół nadal spełniałby swoją nieśmiertelną misję. Towarzystwo rozwijałoby się dalej, według Bożych zamiarów. Pozwolił nam jednak Bóg odczuć naszą nicość. Wystawił nas na wielką próbę. Była to ciemna noc, o której pisze św. Jan od Krzyża. Pan Bóg uniżył nas, ugruntowując nas w pokorze. Jeśli więc Bóg nas zachował, to nie na to, byśmy tylko wegetowali, żywot wiodąc przyziemny. Raczej darował nam życie dlatego, że mamy do spełnienia wielkie zadanie.
3. Wielkość tego zadania musimy sobie ciągle uświadamiać. Zachować wiarę w sercach ludzkich to najważniejszy nakaz chwili obecnej. Trzeba dać ludziom poznać Chrystusa - scire Jesum. Wszak znają Go niektórzy, nieraz mniej, aniżeli królów czy bohaterów naszej historii. Dopiero gdy ludzie poznają Chrystusa, to ukochają Go z całego serca. A gdy Go ukochają, wówczas poświęcą się dla Niego totalnie, aż do wyczerpania wszystkich zasobów życia. Wiara w Chrystusa, to najlepsze antidotum na materializm, na bezbożnictwo. „Kto jest dobrym katolikiem, ten nigdy nie będzie komunistą". Te słowa wypowiedział ostatnio jeden z zagranicznych mężów stanu do kard. Prymasa Założyciela. By to zadanie należycie spełnić musimy być kapłanami świętymi, czystymi. W 1931 r. w drodze powrotnej z Brazylii spotkałem w Lizbonie księdza belgijskiego, który odbył pielgrzymkę do Fatimy. Opowiadał mi, jak to Matka Najświętsza objawiła jednej z wizjonerek, by ludzie modlili się dużo za kapłanów „by byli świętymi i czystymi". Świętość i czystość kapłańska, ugruntowana w pokorze, będzie rękojmią naszego powodzenia apostolskiego. Praca jest dzisiaj bardzo rozległa. Wymaga wysiłku i poświęcenia, a jednak nie wolno zapomnieć o tym „unum necessarium". Trzeba dużo pracować, ale jeszcze więcej należy się modlić. Wśród rozpraszających prac, zajęć, należy starać się o skupienie ducha, należy znaleźć czas na modlitwę. Wstawajmy w tym celu, oddawnym zwyczajem zakonnym, wczesnym rankiem. Wówczas znajdziemy zawsze dosyć czasu na spokojne odprawienie modlitw i rozmyślania porannego. Czerpać będziemy w ciągu dnia z pełnego wykorzystania czasu, bądź w konfesjonale, bądź na ambonie, lub też w prywatnych rozmowach. Nie na próżno wczesnym rankiem wstajemy na modlitwę. Zapewnia nas o tym Kościół słowami liturgii adwentowej. „Non sit vobis vanum mane surgere ante lucern, quia promisit Deus coronam vigilantibus".
W dzisiejszych czasach szczególnie ważnym jest nabożeństwo do Ducha Świętego. Trzeba się modlić o światło, radę i męstwo. Znajdziemy się w trudnych i kłopotliwych sytuacjach. Często nie wiadomo jak wybrnąć. Wtedy szczególnie potrzeba nam światła z góry. Z modlitwy do Ducha Świętego uczyńmy naszą codzienną praktykę, jak radzi świątobliwy kard. Mercier. Oto co o tym pisze:
„Starajcie się codziennie przez 5 minut nakazać milczenie waszej wyobraźni, zamknijcie oczy na rzeczy stworzone, a uszy na wszystkie podszepty tej ziemi, żeby skupić się w sobie i wejść do świątyni waszej duszy ochrzczonej, która jest przybytkiem Ducha Świętego".
Oto, u schyłku tego roku, kilka wskazań, płynących z życzliwego Wam serca.
Polecam nadal Waszym modlitwom kapłańskim Towarzystwo i siebie. Ze swej strony przyrzekam Warn również modlitwy a także cząstkę moich cierpień ofiarowanych we wszystkich Waszych intencjach osobistych i duszpasterskich.
Z serdecznym pozdrowieniem i błogosławieństwem, kochający Was w Chrystusie
(-) Ks. I. Posadzy TChr
Poznań, dnia 1 grudnia 1945 r.
Druk: LO I, s. 7-10.